á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
I jest.
RYTUAŁY WODY Który już na drugiej stronie zaczął otaczać mnie pajęczyną, (...) z której nijak uciec nie mogłam. Trudno się bowiem oderwać od czytania. Wsiąkasz w treść i nie ma Cię tu, bo jesteś w Vitorii, albo w Santander, czy Villaverde... Nie ma cię tu, bo żyjesz akcją i trzymając bohaterów za rękę podążasz za nimi. I boisz nieco, bo znowu dochodzi do mordów. Rytualnych zabójstw ciężarnych kobiet, które znajduje policja. I cały ambaras polega na tym, że współczesna zbrodnia nijak nie łączy się z inną, tą sprzed lat. Tu 31-letnia ofiara, tam 14-letnia, a wszystko wedle wytycznych kultury i wierzeń celtyckich.
Autorka skrzętnie lawiruje datami i faktami. Różne historie, które szukają punktu wspólnego. Co łączy morderstwa z kultem wyznawanym przez oprawcę? Kto będzie następną ofiarą? A w ogóle, jak można powiesić kobietę z głową w wodzie?
Przy okazji zaznajamiamy się z celtyckimi przesłaniami, które, jak się okazuje, mają swoich gorliwych wyznawców. I nawet, jeśli obca nam jest tematyka religii celtyckiej i jej symboli, w "Rytuale wody" znajdziemy jasne wyjaśnienia znaczeń i znaków. Warto dodać, że najstarsze wierzenia mają żeński charakter i symbolizują płodność, urodzajność i bogactwo, a jednocześnie w kontrze do nich stoją siły niszczące, śmierć i nędza. I chyba ten kobiecy pierwiastek był powodem często okrutnych i krwawych obrzędów. Ale szukanie kluczy i rozwiązań zostawiam już wydziałowi śledczemu okręgu Vitori.
I tu, jak i we wcześniejszej części, na główną scenę wkraczają zbrodnie i śledztwa, lecz jest i druga, nieco w tle. Scena życia prywatnego każdego z bohaterów. Ciężarna Alba Diaz, która nie wie, kto jest ojcem dziecka. Unai Lopez, profiler, postrzelony w pierwszym tomie. Jest jego partnerka Esti, która próbuje sobie radzić po stracie brata. Każde z nich ma swoje problemy i osobiste dylematy. Wchodzą w związki, które nieco zaburzają im pracę... Ale jest w nich coś, że nie odwracamy się od nikogo.
Nie ma w RYTUAŁACH jednego bohatera, który by nas w jakiś sposób urzekł. Personifikujemy się z każdym niemalże. Jesteśmy wszystkimi na raz, bo ta powieść nie byłaby tak dobra, gdyby kogoś wykreślić. Do tego rozdziały, prawie poszatkowane, nabite treścią, ale zakończone tak, że nie możesz się odciągnąć, bo … zostaje zasiana ciekawość, co dalej. Kto? Dlaczego?
I mimo, że już przy setnej stronie zaczyna ci świtać w głowie prawdopodobne rozwiązanie, to jednak idziesz dalej. Włazisz w to śledztwo ociekające wodą i brniesz do samego końca, a to... ponownie zostawia cię w niecierpliwym czekaniu na kolejną część.
W RYTUAŁACH wszystko jest wyważone. Wątki splatają się, jak dobrze uczesany warkocz. Jedna część, z kolejną. Czytasz i czujesz, jak zostajesz wciągnięty w akcję, której się boisz, ale która jednocześnie zawładnęła tobą. Bezwolność, to jest chyba odpowiednie słowo, stajesz się bezwolny wobec otaczającej cię rzeczywistości. Oddajesz się Evie Garcia Saenz de Urturi.
Szczerze polecam.